Aktualizacja 2017-12-12
Gorc - Prawie zapomniane wspomnienia. Odwiedziny Bazy Namiotowej Pod Gorcem.
Trasa: Rdzawka Stacja Benzynowa - Stare Wierchy (niebieski) - Obidowriec - Turbacz (czerwony)
Młodość, radość istnienia i przestrzenie. Miejsca spotkań młodych ludzi, gitara, śpiew i rozmowy po świt. Samotność na szlaku i wszech otaczająca przyroda.
Byłem tam i czułem to, choć nie do końca zdawałem sobie z tego sprawę. Teraz patrzę inaczej, dopiero teraz to rozumiem.
Obecna wycieczka odświeżyła dawne wspomniena.
Zacząłem od Rdzawki niebieskim szlakiem do Starych Wierchów. Kiedyś wydawało mi się, że ta droga to tylko chwilka, takie drobne rozgrzanie mięśni. Teraz,
choć droga nie jest męcząca jest to kawałek. Po drodze mija się wieczne kałuże i pola uprawne, czasem zobaczyć można zza drzew panoramę Tatr, czasem wzniesienia
z okolic Lubania. Po chwili wyłania się schronisko Stare Wierchy - miejsce, które lubiłem. Nieduże ze swoim klimatem. Teraz raczej świeci pustkami, choć
jest tu bardzo przyjemnie.
Potem prawie duktem w stronę Turbacza, mijając po drodze parę polan bogatych w borówki, parę szczytów i kilku przechodniów, oglądając z rzadka widoki,
dotarłem do rozstaju dróg na Halę Turbacz i na szczyt Turbacza. Którą wybrałem ? Oczywiście tą na szczyt. Teraz po wiatrołomach są tam wspaniałe widoki.
Przenocowałem w schronisku pod Turbaczem z widokiem na wspaniałą Halę Długą i oklepaną już panoramę Tatr. Następny dzień okazał się wspaniałą sentymentalną przygodą.
Od Turbacza do Bazy Namiotowej Pod Gorcem
Turbacz - Hala Gabrowska (czerwony) - Hala Kamienicka - Przysłop - Baza Namiotowa Pod Gorcem (zielony)
- Gorc (bez znaków) - Hala Gorc Kamienicki - Rzeki (niebieski)
Dzień przywitał mnie piękną pogodą. Zerknąłem na mapę, a wzrok padł na okolice Gorca. Nie byłem tam dwadzieścia parę lat. Z dawnych czasów pozostały miłe wspomnienia
noclegów w bazie namiotowej pod Gorcem. Miejsca bardzo urokliwego i ze wspaniałym klimatem. Nie potrafię powiedzieć dlaczego, ale ta baza była dla mnie najmilszą
z pośród pozostałych studenckich miejsc noclegowych. Zapragnąłem je odwiedzić, choć z mieszanymi uczuciami. Jak młodzież będzie się czuła w towarzystwie podstarzałego
gościa, czy nie zburzę klimatu tego miejsca. Z duszą na ramieniu ruszyłem. Przeszedłem wspaniałą Halę Długą, obejrzałem się żegnając ją, dalej drogą przez las samotnie
podążałem w kierunku Hali Kamienickiej, miejsca, którego wcześniej nie doceniałem tak bardzo jak teraz. Minąłem wspaniałą halę i wszedłem w las. Chwilę później oczom ukazał się
uschnięty las, jeszcze trochę później pojawiły się polany z widokiem na Tatry. Gdy doszedłem do rozstaju dróg (jedna prowadziła na szczyt Gorca, druga trawersem do bazy
namiotowej) mój niepokój się wzmógł. Jak mnie przyjmą nie wiedziałem. Wraz z przygodnymi turystami ruszyłem trawersem.
Chwilę przejścia przez las i wyłoniła się polana z namiotami.
Obozowy przywitał nas z uśmiechem. W celu ułatwienia zakwaterowania wyjaśniłem swój status logistyczny, powiedziałem że jestem osobną wycieczką i że nie mam ze sobą domku, za to posiadam
pościel (śpiwór). Po chwili obozowy rozplanował nasze rozmieszczenie i uprzedził, że dzisiaj może nie być zupełnie cicho, bo zbierają się obozowicze z dawnych lat, będzie ognisko i śpiewy.
Ucieszyłem się, przecież przyszedłem tu przywołać dawne wspomnienia, a nie grzecznie położyć się spać ze zmierzchem. Położyłem plecak koło dwu osobowego namiotu w którym miałem spać
i udałem się na obchód okolicy. Pamięć mnie nie zawiodła, wyglądało podobnie jak za dawnych lat.
Nadszedł wieczór. Popatrzyłem po obozowiczach. To już nie sama młodzież, są tu małżeństwa z dziećmi, grupki osób w wieku nie wskazującym na studencką lub młodszą brać.
Pomyślałem, nie tylko ja wracam tu odświeżyć wspomnienia. To miejsce nadal ma swój dawny klimat niepowtarzalny i wyjątkowy. Poznałem współtowarzysza noclegu.
Chwila luźnej rozmowy, kolacja przy wspólnym stole i opowiadania zaczęły być bardziej osobiste, zacieśniała się jakaś więź, jak pamiętam, charakterystyczna
dla takich miejsc. Rozpłonęło ognisko, a odrobina alkoholu wygładziła nutki w śpiewanych zwrotkach. Nade mną rozpościerało się rozgwieżdżone niebo z coraz większą ilością gwiazd
w miarę dogasania blasku ogniska. To były wspaniałe chwile. Ranek, jak dawniej, rozpoczął się jakąś nutką melancholii. Nadchodził czas opuszczenia tak wspaniałego miejsca pełnego
wspomnień. Śniadanie, pakowanie (zgodnie z tradycją miejsca) własnych śmieci do plecaka i pożegnanie. Cześć Może kiedyś się jeszcze kiedyś spotkamy. Każdy z nas
odszedł w swoją samotność na szlaku. Smutek związany z opuszczeniem obozu powoli przerodził się w radość obcowania
z wszech otaczającą przyrodą.
Poszedłem w górę, żeby odwiedzić szczyt Gorca, na którym byłem chyba tylko raz. Był wtedy gęsto zalesiony. Podczas tej wycieczki ze szczytu, pomiędzy drzewami można było
zobaczyć fragmenty pofałdowanej dali. W chwili kiedy to piszę na Gorcu jest wieża widokowa. Może kiedyś uda mi się zobaczyć widoki z tej Gorcowej czapki.
Ruszyłem dalej by zobaczyć Gorc Kamieniecki. Byłem tam tylko raz, ale nie zobaczyłem nic.
Pamiętam z przed lat, z koleżanką w piątkowe popołudnie wybraliśmy się w Gorce. Pierwszym noclegiem miała
być baza namiotowa Gorc. Jeśli pamięć mnie nie myli wyruszyliśmy od Szczawy. Szliśmy przez cały czas w górę, wychodząc już na polanę zmierzchało się. Nagle z przeciwległej strony polany
nadciągnęła ćma. Mgła (w zasadzie raczej chmura) przybliżyła się szybko zasłaniając swoją nieprzenikliwą zasłoną wszystko w odległości powyżej 5 metrów. Zaczęło padać.
Drogi nie znałem, więc zacząłem się rozglądać za jakimś noclegiem. Zobaczyłem bacówkę rozświetloną blaskiem lamp naftowych. Pomyślałem, jeśli tak dalej pójdzie to trzeba będzie
tu prosić o nocleg. Ruszyliśmy dalej. Drogę rozpoznawaliśmy tylko po mocniej przygniecionej trawie. Ja rozglądałem się jeszcze za charakterystycznymi punktami na wypadek jakby trzeba było
wracać do bacówki. Doszliśmy do końca hali, mgła zgęstniała i deszcz się wzmógł. Szliśmy jeszcze kawałek przez las i mając na uwadze zbliżającą się noc oraz potężną mgłę
zdecydowaliśmy się wracać. Na skraj polany nie było problemu dojść. Ale dalej, to już było wyzwanie. Znajdując punkt charakterystyczny zostawiałem koleżankę,
żeby go pilnowała, żeby nam nie uciekł albo się nie zgubił, ja z kolei szedłem w mleczną otchłań poszukując kolejnego punktu kontrolnego. Gdy znalazłem, nawigowałem towarzyszkę
wycieczki, własnym głosem wskazując kierunek i znowu zostawiałem. Tak dotarliśmy do bacówki w chwili gdy zapadła noc. Poprosiliśmy o nocleg. Przyjęci życzliwie przez mieszkańców przenocowaliśmy na strychu
na sianie. Następnego dnia nie było już mgły, ale deszcz nadal padał. Nie widziałem nic oprócz najbliższej okolicy.
Tym razem Gorc Kamieniecki pokazał mi swoje uroki. Wychodząc z lasu w oddali zobaczyłem turystę siedzącego na małej wypukłości terenu i wręcz hipnotycznie wpatrującego się
w dal. Zerknąłem w tamtym kierunku i tak szedłem nie odwracając głowy potykając się o kamienie i kępy traw. Znalazłem równie wygodne miejsce do siedzenia i zerknąłem na Gorce,
a dolna szczęka opadła mi nieco zastygając tak przez dłuższą chwilę. Widać było Halę Kamieniecką, masyw Kudłonia i grań Gorca, którą szedłem dnia poprzedniego.
Nieco bliżej była samotna polana niczym Oko Gorców. Mógłbym tak siedzieć i patrzeć, gdyby nie zegarek, którego cyfry poganiały - już czas pożegnać te wspaniałe widoki,
czas wziąć swój dobytek na plecy i ruszyć w dół tam gdzie czeka cywilizacja ze swym hałasem, ruchem i zgiełkiem.
Odchodząc oglądnąłem się jeszcze magicznie wpatrując w panoramę Gorców i samą halę z którą łączą mnie mgliste wspomnienia.
Może tu wrócę jak pozwoli nieubłaganie mijający czas. Mijający czas wędrówek.
Strona główna