Kolejny spacer w Beskidzie Sądeckim, a dokładniej po Paśmie Jaworzyny.
Trasa: Muszyna - Wielka Pusta (żółty) - Bacówka nad Wierchomlą (Niebieski)
- Rozdroże pod Runkiem (niebieski) - Hala Łabowska (czerwony)
- Cyrla (czerwony) - Makowica (czerwonyNiebieski)
- Podmakowica (Niebieski) - Życzanów (żółty gminny)
Szlakowy czas przejscia: My podzieliliśmy wycieczkę na cztery dni:
Muszyna - Bacówka Nad Wierchomlą - 5 godzin
Bacówka Nad Wierchomlą - Hala Łabowska - 3 godziny
Hala Łabowska - Cyrla - 2,5 godziny
Cyrla - Życzanów 2 godziny
Tym razem rozpoczęliśmy przygodę od Muszyny.
Rozpoczęliśmy, mówię tu, bo tym razem szedłem nie tylko z towarzyszem, który jest ze mną na takich wycieczkach od lat 80-tych czyli z moim plecakiem, ale też z kolegą, z którym moja znajomość trwa znacznie dłużej
niż moja współpraca z plecakiem, bo od pierwszych klas podstawówki, a to jakieś kilkanaście lat więcej.
Muszyna przywitała nas chłodną, choć nadzwyczaj suchą pogodą, zważając na padające deszcze podczas podróży pociągiem. Idąc tak wśród zabudowań Muszyny, później Złockiego nie byliśmy jeszcze pewni czy pójdziemy najbliższą
drogą - doliną Szczawnika, czy bardziej widokową żółtym, a później niebieskim szlakiem.
Pogoda na tyle się ustabilizowała, że nadszedł czas na przypomnienie sobie drogi, której nie szedłem jeszcze w tym wieku, czyli rozpoczynająca się od Szczawnika szlakiem żółtym,
a celem naszym było Schronisko Nad Wierchomlą - miejsce, które zawsze odwiedzam będąc w okolicy.
Sama droga jak pamiętałem powinna się zacząć stromą wąską ścieżką, a później przez hale, na których były wypasane owce. Czas jednak zrobił swoje podejście jakimś dziwnym trafem złagodniało, a hale zamieniły się w łąki,
na których zamiast równiutko koszących trawę owiec, widzimy słupy i liny wyciągów narciarskich. Nie przeszkodziło to jednak ukazaniu się panoramy w kierunku Jaworzyny Krynickiej i słowackich szczytów już za Leluchowem.
Tu przyszła refleksja, nie widziałem pewnego szczytu jeszcze w tym wieku. Pomyślałem, co później podchwycił kolega, że to może jakaś godzinka, może niecała dłużej, ale warto zwiedzić Pustą Wielką.
Z miejsca, w którym, kończyły się słupy wyciągów, niebieski szlak na tą górkę wchodził w wąską ścieżkę wiodącą przez las. Tak las pamiętałem, ale ta ścieżka wydawała mi się bardziej okazała w tamtym wieku.
Sama Pusta Wielka wyglądała podobnie jak podczas poprzednich odwiedzin. Sam szczyt, niewielkie wzniesienie, górujące nad niewielką polaną i otoczony zewsząd lasem. Nic nadzwyczajnego, a jednak magia nazwy,
no może wspomnień, pretendowała do znaczącego miejsca.
Wracaliśmy stamtąd rozglądając się uważnie, by zapamiętać tą okolicę, bo może już nigdy tam nie zaglądnę. Kolega nagle zatrzymał się i powiedział: spójrz co to tam takiego pod drzewem. Podeszliśmy i oczom ukazało nam się
pokaźnych rozmiarów mrowisko. Wysokie gdzieś na metr i mające takąż samą średnicę. Takich rozmiarów siedliska mrówek jeszcze nie widziałem.
Wychodząc z lasu przyszedł czas na wędrówkę otwartym terenem, którym tak jak z przed lat podziwialiśmy panoramę z lewej strony, smagani lodowatym wiatrem, omijając z rzadka występujące kałuże po niedawnych deszczach.
Nie wiele tu się zmieniło, no może więcej infrastruktury narciarskiej.
Tak, nieco już zziębnięci, dotarliśmy do Bacówki Nad Wierchomlą i tu pełne zaskoczenie. Tak jak nie dziwiliśmy się, że po drodze nie spotkaliśmy praktycznie ludzi, bo może jedną grupkę podróżnych,
tak w schronisku było pusto, a takiego widoku w normalnie tłocznym miejscu nie pamiętam. Samo schronisko, jak zwykle urokliwe, z pięknymi widokami i atrybutami w zaskakujący sposób wplecionymi w pejzaż.
A to kwietnik w pieńku kiedyś tu rosnącego okazałego drzewa, a to miski przykręcone śrubami i łyżki przymocowane łańcuchem – zupełnie jak z kultowego filmu Miś.
Tu należał się odpoczynek już posiwiałym głowom. Tak, więc wszamawszy zasłużony posiłek wyciągnęliśmy nogi w jednym z pokoi wspominając dawne lata.
To tu przed laty, gdzieś w latach 80-tych, właśnie razem wybraliśmy się popołudniową porą, po pracy. A czasy były takie, że o transport z Krakowa było trudno. Liczyliśmy zatem na łut szczęścia,
bo pociąg, który by nas na pewno gdzieś w sobie zmieścił, dowiózłby nas gdzieś na północ. Licząc na jakieś dodatkowe miejsca stojące w autobusie rozglądaliśmy się uważnie po dworcu autobusowym,
a był on w miejscu gdzie teraz jest Galeria Krakowska.
W pewnym momencie wszedł jeden gość i rozglądając się uważnie podszedł do nas i tak jakby przewidując naszą potrzebę , zaproponował: jadę do Krynicy mogę zabrać. To były czasy.
Kierowcy mający pusty przejazd,
znając trudności z komunikacją podjeżdżali pod dworzec i tych, co potrzebowali podwózki zabierali, wzbudzając zresztą wielkie zadowolenie, uszczęśliwionych taką propozycją podróżnych. Nasze michy też się uśmiechnęły.
My i jeszcze kilku innych ludzi w ten sposób dotarliśmy do miejsca, które było niedaleko naszego celu, czyli do Krynicy. Stamtąd, że pora była już późno wieczorna, wźęliśmy taksówkę, która zawiozła nas na sam koniec Szczawnika,
gdzie było okazałe pole namiotowe, z resztą pełne ludzi siedzących przed namiotami i przygotowujących wieczorny posiłek.
Skuszeni tym widokiem, sami też nie omieszkaliśmy przycupnąć przy jakimś pniu, by zjeść ostatni posiłek tego dnia, schowany gdzieś głęboko w plecakach. Pamiętam, że wzbudziliśmy zainteresowanie biwakowiczów, gdy nas zapytali,
dokąd się wybieramy. Pani, matka niewielkiej gromadki, z niepokojem cmokała, że o tej porze, a była to już prawie noc, wybieramy się w drogę przez ciemny las. Ale kolega dobrze pamiętał drogę wiodącą do schroniska,
tego w którym właśnie byliśmy. Zatem kończąc, zresztą ascetyczny posiłek wyciągnęliśmy latarki i ruszyliśmy.
Teren nieco się rozjaśnił, gdy dotarliśmy na polanę schroniska, a dzieliła nas wtedy może jakaś godzinka do północy. O dziwo gospodarz jeszcze nie spał i zdziwiony naszym przybyciem wskazał miejsce w budynku gospodarczym
na strychu, gdzie zresztą pokotem leżały przygotowane śpiwory młodzieży, która jeszcze urzędowała przy ognisku na nocnej imprezie.
Kolega się nie wyspał, bo przyszła para nastolatków ( myśmy byli tylko o kilka lat od nich starsi ) i rozmawiała do świtu. Mnie jakoś to nie przeszkadzało wstąpić w objęcia Morfeusza, budząc się tylko czasami
słyszanym cichym szeptem tej pary.
To zupełnie inaczej jak teras, w wygodnym pokoju, w ciszy pustego schroniska, z widokiem zachodzącego słońca za oknem. Skowronkowi – mojemu koledze zaczęły się kleić moczy, a i sowie,
czyli mnie znużonemu wspomnieniami powoli nadchodziła mara senna.
Zimny poranek powoli zwlekł nas ze schroniskowych prycz. Jeszcze tylko drobne wspomnienie wymiany targanej butelki piwa na sok z gospodarzem, bo w tamtych czasach alkoholu w schroniskach niebyło i przy śniadaniu.
Kubkiem gorącej herbaty uczciliśmy moje urodziny, odkładając na wieczór, też zresztą moją uroczystość imieninową. Pogawędziliśmy miło z gospodarzami, ja podziwiałem ich wytrwałość i cierpliwość przy całodziennej obsłudze
tłumów turystów, oni zaś wspominali plecaki, takie jak ja dźwigałem obecnie, a pamiętające lata 80-te. Miły pobyt trzeba było zakończyć, bo inna miła rzecz czekała, czekała nas droga.
A ona zaczęła się podejściem na rozdroże pod Runkiem, które zresztą, od razu na rozruchu, rozgrzało nasze podstarzałe serca.
Po takim stromszym trochę podejściu, przy drodze jest kapliczka, ale próżno jej poszukiwać idąc w tamtą stronę. Po prostu w odpowiednim miejscu trzeba się zatrzymać i obrócić w tył.
Oczom wtedy ukarze się, w zasadzie nie kapliczka, ale raczej szopka fantazyjnie wpleciona w szczelinę w pniu pozostałym po ściętym drzewie.
Dalej droga prowadzi przez sporą polanę i dalej w las by przed samym rozdrożem drzewa się trochę rozstąpiły prowadząc zupełnie przyjemną drogą.
Sam szczyt Runku jest o kilkadziesiąt metrów dalej w stronę Jaworzyny Krynickiej, a nasza droga prowadziła w przeciwnym kierunku na Halę Łabowską. W tym miejscu zaczyna się mniej ekscytująca droga,
bo prowadząca przez lasy i tylko z rzadka z poza drzew można dojrzeć okoliczne wzgórza.
Jedynymi atrakcjami stały się kałuże, niektóre wieczne, bo odkąd tamtędy chodzę zawsze są. Jedną nawet nazwałem sanatorium dla żab, widząc jak przez lata miejsce początkowo rozjeżdżone pojazdami
przerodziło się w wieczną kałużę, a później stopniowo zarastało utrzymując wieczne zasoby wody. Teraz już prawie jej nie widać z poza wybujałych mokradłowych roślin.
Trochę ciekawiej zaczyna się za Jaworczykiem, gdzie kiedyś z okazałych polan można było podziwiać panoramę w kierunku południowym i dojrzeć miejsce, które poprzedniego dnia odwiedzaliśmy – Pustą Wielką,
a bardziej w prawo już słowackie szczyty. Teraz tereny te całkowicie prawie zarosły.
Na Jaworze, czyli tuż przed Halą Łabowską, wycinka drzew odsłoniła widok na północną stronę.
Zatrzymaliśmy się chwilę, by podziwiać te nowo odsłonięte okolice, gdy od strony Hali usłyszeliśmy dźwięk trąbki strażackiej.
W tym momencie zrzedła mi mina, czyżby na hali nie było tak spokojnie jak w poprzednich latach ?
Moje obawy potwierdziły się gdy tylko tam dotarliśmy. Na samej hali i to w najfajniejszych jej miejscach był rozłożony obóz strażacki. W schronisku obsługa wydawała się zupełnie nieprzygotowana na obsługę turystów,
a sfokusowana zupełnie na obozie. Bo to tu spora grupka młodzieży właśnie się stołowała, myła i załatwiała inne potrzeby. Cóż ten utrudniony dostęp do prysznica, bo jedno pomieszczenie z prysznicami na taką dużą grupę
to delikatnie mówiąc deczko mało, dopełniło niesmaku tego obiektu.
Nie było gdzie wyjść ze schroniska, usiąść i popatrzyćna panoramę, która jest tak magiczna – schronisko na tle pofałdowanej dali gdzie zaczyna się Beskid Niski. Tak zatem uczciliśmy moje imieniny szklanicą piwa i
poszli nieco zniesmaczeni do pokoju.
Ta sytuacja przywołała wspomnienia, wspomnienia przywołanej w Schronisku Nad Wierchomlą wycieczki.
Wtedy, gdy tylko opuściliśmy Schronisko Nad Wierchomlą usłyszeliśmy tupot nóg. Dogonił nas chłopak samotnie wędrujący po Beskidach. Ponieważ dobrze znałem samotne wycieczki i potrzeby z tym związane,
przyjęliśmy go do naszej grupki. Wtedy też na Hali Łabowskiej był obóz, a właściwie kolonia, która mieściła się w samym obiekcie. Nam pozostały rozstawione na polanie duże namioty wojskowe.
Na trasie do hali spotykaliśmy grupkę młodzieży prowadzoną przez gościa lekko przy tuszy, jak teraz sobie myślę to może właśnie tak jak my teraz.
Przy schronisku zajęliśmy sąsiednie namioty. Gość był niesamowity i za to co robił należał mu się szacunek. Prowadził zebraną grupkę młodzieży, jednocześnie krótko ich trzymając. Zaprzyjaźniliśmy się z nimi.
Młodzież przedstawiała różne skecze, my rozmawialiśmy o górach. Czas, mimo tak nie schroniskowego podejścia gospodarzy upływał miło. Sytuacja zupełnie podobna do dzisiejszej, tylko że dziś czuliśmy niesmak.
Poranek potwierdził typowo biznesowe podejście gospodarzy do schroniska. Na samym początku był obsługiwany obóz, po prostu to oni byli pierwsi do posiłków, nam pozostała pora po nich, czyli gdzieś po godzinie 9-tej.
Dobrze, że nasza dalsza droga była niedaleka, bo wyszliśmy już po godzinie 10-tej.
Odchodząc, obejrzałem się i ze smutkiem, wspomniałem poprzednie moje odwiedziny w których z nostalgią żegnałem to miejsce, teraz z niesmakiem. Nie wiem czy jeszcze będę chciał się tu zatrzymywać.
Dalsza droga zaczęła się przemarszem przez głęboki bukowy las. Przed Wierchem Nad Kamieniem las ustąpił już uporządkowanemu pobojowisku po jakiejś zawierusze, odsłaniając przestrzeń i sam szczyt.
Tu zaczęła się bardziej widokowa część wycieczki. Chwilę potem zaczyna się Hala Barnowska, duża ciągnąca się hala pełna borowin. Tym razem, choć pora na to była adekwatna ( zawodowi zbieracze też o tym mówili )
jagód było jak na lekarstwo. Nie tak jak dwa lata temu, że ciężko było przez nią przejść, bo mała czarne okrąglutkie kusicielki skutecznie to utrudniały.
Za halą znów się wchodzi w las by napotkać kolejne wieczne kałuże, a w końcu spotkać skrzyżowanie z żółtym szlakiem, który obwieszcza, że za chwilę będzie Hala Pisana.
Kiedyś była polaną widokową, a teraz z niej widać jedynie najbliższe okolice w kierunku z którego przyszliśmy. W kulminacyjnej jej części znajduje się pomnik ku czci żołnierza poległego w 1944 roku.
Od tego miejsca już żegnamy wysokość 1000 m npm, bo kolejne szczyty i hale nie przekroczą jej. Kolejnym ciekawym miejscem jest Hala Kokuszczańska.
Ale zanim na nią wstąpiliśmy, jest takie ciekawe miejsce Zadnie Góry Łazisko. Tu poprosiłem kolegę, żeby się zatrzymał i poszedł za mną. Trochę niechętnie wstępował na błotnistą ścieżkę, dziwiąc się,
że ciągnę go gdzieś w bok. Ale gdy tylko weszliśmy na polanę wszelkie wątpliwości przepadły. Rozlega się tu fajny widok w kierunku na Łabową.
Hala Kokuszczańska jest jedną chyba z najdłuższych jakie znam. Sprawdziłem na mapie i ciągnie się przez jakichś 1 kilometr.
W centralnym jej miejscu jest kamienna szopka i ołtarz polowy, a ostatnią wzmiankę o mszy Świętej znalazłem z 02 lipca 2021 roku. Nieco dalej na tej przydługiej polanie jest pomnik, nie tak dawno postawiony
ku czci żołnierza niezłomnego.
Hala kończy się miejscem, skąd można zobaczyć pasmo Radziejowej.
Dalej już tylko las, jedna fajna, widokowa polana i Cyrla.
Prywatne schronisko, prowadzone przez bardzo miłe i mające poczucie humoru małżeństwo, które zresztą kiedyś prowadziło Halę Łabowską. Miłe i bardzo ukwiecone miejsce.
Tu zostaliśmy by przetrwać nadchodzący deszcz i przywitać kolejny dzień.
A ten dzień miał być ostatnim w naszej wycieczce. Rozpoczęliśmy go obfitym i wyśmienitym śniadaniem, po to by chwilę później wstąpić na ścieżkę, którą tu przyszliśmy i na wysokości polany wejść na skrót do niebieskiego szlaku.
On z kolei zawiódł nas na szczyt Makowicy. Dziwny szczyt w samym środku bukowego lasu. Punkt kulminacyjny stanowi skała, na której zostały ułożone dwa kopce kamieni, tak jakby ktoś chciał podnieść o jakichś 1 metr jej wysokość.
Dalej szlak prowadzi już tylko w dół, najpierw lasem, potem trzeba przejść przez urokliwą polanę.
Dalej już tylko las, głęboki las, ciągnie się aż do samego skrzyżowania szlaków: już zamierającego gminnego szlaku żółtego z Cyrli przez wieś Makowica i zakręt szlaku niebieskiego, tego którym szliśmy,
a skręcającego w tym miejscu w dolinę Potoku Życzanowskiego.
Tu zmieniliśmy barwy szlaku na żółty gminny.
Wchodzimy zatem na teren Pomakowicy, gdzie pierwsze chałupy są opuszczone i dawno zarośnięte, jednocześnie rozpoczyna się marsz przez tereny otwarte, uprawne łąki,
skąd widać panoramę na kolejne ramię pasma z najwyższym szczytem noszącym dumną nazwę „Nad Garbem”, okolicznych wzgórz zalewu rożnowskiego, być może można dostrzec Mogielicę,
a nawet zbocza Gorców, ale na pewno po lewej stronie pasmo Radziejowej.
Piękna panorama, ale za chwilę wkraczamy w wieś Pomakowicę, która wiedzie już asfaltem, przez dolne lasy i łąki do Życzanowa.
Moje góry. Coś co ma początek, ma i swój koniec.
Jestem bliżej tej drugiej części. Wiem, że jeszcze chwila i się skończą.
Dlatego wracam wspomnieniami do tych szczenięcych i nieco dojrzalszych lat, gdy góry stały się moją odskocznią od codzienności
i jedynym sposobem spędzania wolnego czasu. Jednocześnie pielęgnuję w pamięci obecne wycieczki, aby jak najdłużej
zachować je od zapomnienia.
Pierwszy raz zobaczyłem skaliste zbocza Tatr mając może 10 lat. Dziecięce pragnienia pchały mnie tam, chciałem je zdobyć.
Lecz na to nie przyszła jeszcze pora...
Z Muszyny przez Wielką Pustą, Bacówkę Nad Wierchomlą, Halę Łabowską, Cyrlę, Makowicę do Życzanowa. Trasa: Muszyna - Wielka Pusta (żółty) - Bacówka nad Wierchomlą (Niebieski)
- Rozdroże pod Runkiem (niebieski) - Hala Łabowska (czerwony)
- Cyrla (czerwony) - Makowica (czerwonyNiebieski)
- Podmakowica (Niebieski) - Życzanów (żółty gminny)
Muszyna przywitała nas chłodną, choć nadzwyczaj suchą pogodą ... celem naszym było Schronisko Nad Wierchomlą ...
Tu przyszła refleksja, nie widziałem pewnego szczytu jeszcze w tym wieku. Pomyślałem ... warto zwiedzić Pustą Wielką ...
Wychodząc z lasu przyszedł czas na wędrówkę otwartym terenem ...
smagani lodowatym wiatrem ... dotarliśmy do Bacówki Nad Wierchomlą i tu pełne zaskoczenie... w schronisku było pusto ...
Moje obawy potwierdziły się gdy tylko tam dotarliśmy. Na Hali Łabowskiej i to w najfajniejszych jej miejscach był rozłożony obóz strażacki ...
Wchodzimy zatem na teren Pomakowicy, gdzie pierwsze chałupy są opuszczone i dawno zarośnięte, jednocześnie rozpoczyna się marsz przez tereny otwarte, uprawne łąki...
Odwiedziny w Pieninach. Trasa: Krościenko Nad Dunajcem - Przełęcz Szopka (żółty) - Trzy Korony (Niebieski)
- Sokolica (niebieski) - Szczawnica (niebieski)
Szlakowy czas przejscia: 4 godz 45 min
Zapragnąłem odwiedzić miejsce, w którym dawno nie byłem. Okazja nadarzyła się ...
Szlak prowadził szeroką drogą, dobrze wydeptaną butami turystów ...
Na którymś ze spotkań szlaków w 1979 roku siedziała gospodyni i sprzedawała kwaśne mleko na kubki ...
Zmieniliśmy kolor szlaku z żółtego na niebieski, po to by w prawie tłoku dotrzeć do budki parku narodowego i kupić bilety wejściowe na Trzy Korony i Sokolicę...
Z kolejnych miejsc można zobaczyć sterczące skały z pionowymi urwiskami od strony południowej ...
Szlak wyprowadził nas na szczyt Czerteż, eksponowane miejsce oddzielające turystów od przepaści jedynie barierką...
Teraz już ostatnia atrakcja – Sokolica... Stąd w towarzystwie najsławniejszej celebrytki Pienin – osamotnionej sosny reliktowej pięknie widać zakole przełomu Dunajca...
Z Klikuszowej przez Stare Wierchy, Turbacz i Turbaczyk do Niedźwiedzia.
Ostatnie dni urlopu nie zapowiadały się najlepiej. Wygrała jednak chęć poobcowania z przyrodą zamiast błogiego lenistwa...
Chciałem odwiedzić ulubione moje Gorce, drogą, którą nie raz przechodziłem ...
Sielanka nie trwała długo. Bo chwilę po tym jak opuściłem ostatnie zabudowania, gdzieś w lasach wzniesienia Skałka, napotkał mnie rzęsisty deszcz. ...
W taki dzień w schronisku można spotkać ciekawych ludzi...
Niesamowite wrażenie jak idąc rozstępują się przede mną mgły i pokazują kolejne zakręty drogi. Tak doszedłem do Hali Turbacz ...
Po tej uroczej w swojej naturalności polanie wstępujemy znowu w las by minąć Turbaczyk 1078 mnpm, pożegnać tą niesamowitą dzikość i doznać wstrząsu estetycznego na właśnie otwierającej się polanie Turbaczyk...
Z Jaworzyny Krynickiej przez Halę Łabowską i Cyrlę do Życzanowa.
Hala Łabowska. Tak jak w tamtym roku, tylko, że tym razem spełniłem swoje pragnienie...
Jeszcze tylko mijam Jawor (1027 m) i spotykam charakterystyczne błotka rozpoczynające Halę Łabowską...
Charakterystyczny syk otwieranej butelki rozpoczął ceremonię. ...
To tu zaczynają się Zadnie Góry jako kompleks szczytów... Tuż za nim odchodzi czarny szlak narciarski schodzący najprawdopodobniej do Złotnego, z jedną z najładniejszych panoram w Paśmie Jaworzyny ... Z Obidzy do Jaworek, Eliaszówka
Na Obidzę wyruszyłem z Kosarzysk... na tej drodze nie byłem pieszo jakieś 30 lat ...
Zakwaterowałem się w Bacówce na Obidzy, przeuroczym miejscu, do którego na pewno będę wracał i mam nadzieję, że nie tylko wspomnieniami. ...
Wybrałem się na małą wycieczkę drogami Obidzy w poszukiwaniu zapowiadanego deszczu. Nie znalazłem go, ale on mnie znalazł. ...
Poranek niemrawo przecierał oczy zamglone parującymi lasami... Wybrałem się zwiedzić ponownie Eliaszówkę. ...
Droga moja, mało ambitnie, wiodła do miejscowości o magicznej nazwie Jaworki...
z której widać już nie tylko ten kultowy szczyt, ale również Tatry i całe Pasmo Małych Pienin...
Przepiękny widok na dolinę Białej Wody i sterczącej skały
Z Przełęczy Kocireskiej na Potrójną i nawet trochę dalej.
W jeden z pierwszych weekendów maja wybrałem się na Potrójną w Beskidzie Małym.
Jak spacer to najłatwiejsza drogą, czyli z Przełęczy Kocierskiej ... Zachwyciła mnie świeża, jasna zieleń drzew...
Na szczycie było sporo ludzi ...
Tak stąpając i myśląc - zerknę jeszcze za ten zakręt, no może następny, dotarłem na Łamaną Skałę... Z Makowa Podhalańskiego do Suchej Beskidzkiej przez Zawoję Przysłop
Maków Podhalański zawsze kojarzył mi się z moimi pierwszymi wycieczkami w góry. ...
W ogóle to cała wycieczka okazała się być pod znakiem asfaltu. ...
Wychodząc z lasu koło Magurki i znowu wstępując na asfalt odsłonił się widok na masyw Babiej Góry i Policy. ...
Udałem się w kierunku wieży widokowej będącej częścią ekskluzywnego kompleksu hotelowo restauracyjnego Beskidzki Raj ... Z Pcimia do Schroniska na Kudłaczach przez Działek
Rozpocząłem w Pcimiu żółtymi znakami... z okolicznych łąk można było zobaczyć panoramę w kierunku Lubonia ...
Zaskoczyły mnie czarne znaki prowadzące na szczyt i dalej do Wielkiego Kamienia ...
Warto wstąpić na polanę przed terenem schroniska i jakąś prywatną działką, by zobaczyć panoramę...
Z Jaworzyny Krynickiej na Halę Łabowską
Wybrałem jedną z najłatwiejszych dróg. Wycieczkę na Halę Łabowską. ... Niezauważenie minąłem Runek i znalazłem się na kolejnym rozdrożu ...
Gdzieś w okolicy Jawora i Cisowego Wierchu są dwie polany, z których można podziwiać wreszcie otwartą przestrzeń ... Z Hali Łabowskiej na Parchatkę
Jeszcze chwila i zza drzew wyłania się Hala Łabowska ze swym widokiem w północnym kierunku. ...
Ranek ... powiódł mnie na żółty szlak ...
Po drodze zobaczyłem znaki wskazujące kierunek do Studni Grzybiarzy. ...
Spojrzałem i zdziwiłem się. To stąd miał by być ten wspaniały widok ? ... A jednak im głębiej szedłem w polanę, tym las był niżej odsłaniając coraz to większą część gór. ... Z Hali Łabowskiej do Piwnicznej
Nadszedł ranek mojego ostatniego dnia pobytu w Paśmie Jaworzyny. ...
Po krótkim przejściu las się rozstąpił pozwalając słońcu oświetlić swymi promieniami drogę. Lubię takie przejścia. ...
Z lasów wychodzi się na rozległą Halę Barnowską ...
znak, że do Hali Śmietanowej już jest tylko 15 min drogi. ...
już niedługo opuszczę czerwony szlak i udam się w bardziej ciekawe, bo nieznane dla mnie tereny żółtego szlaku do Piwnicznej Zdrój. Ciekawość szlaku potwierdzał
jego kolor, bo żółte szlaki z reguły prowadzą otwartymi terenami. ...
Wycieczka na Leskowiec
Z pod chałupy ruszyłem leśną ścieżką (początek Osiedle Mydlarze Rzek) oznakowaną z rzadka kropkami i zielonymi maźkami na grań na której były już szlaki prowadzące do schroniska na Leskowcu. ...
W schroniskowym bufecie panuje maseczkowa maskarada. Dziwnie tak patrzyć na zamaskowane twarze, ale okres jest wyjątkowy.
W pamięci miałem niedaleki szczyt Leskowiec ... Wycieczka na Lamaną Skałę
Zacząłem rozglądać się za odpowiednim miejscem. Już kilkadziesiąt metrów od wejścia żółtego szlaku na grań zobaczyłem miejsce w którym rozstąpił się las zostawiając na wzgórku samotne
uschnięte drzewo. To było odpowiednie miejsce. Jak się później okazało najciekawsze w mojej wycieczce. Rozstąpiła się panorama pobliskich wzniesień lekko przysłonięta młodymi drzewami.
Usiadłem się na korzeniu i zajadając delektowałem uroczym miejscem. ... Wycieczka na Magurkę Wilkowicką
W ostatni dzień pobytu, w drodze powrotnej postanowiłem zwiedzić miejsce, w którym jeszcze nigdy nie byłem - Magurkę Wilkowicką. ...
Samo schronisko umiejscowione jest na rozległej polanie. Budynek okazały murowany z 1913 roku. ...
Gorc, baza namiotowa pod Gorcem i Gorcstok to idealnie do siebie pasują.
Celem było miejsce, które zapadło mi w sercu w latach 80-tych. Baza namiotowa pod Gorcem.
To tam w najbliższym czasie odbędzie się festiwal piosenki turystycznej i poetyckiej Gorcstok. Gdy o nim usłyszałem to pomyślałem:
nie ma lepszego miejsca na taką imprezę. Muszę tam być...
Pokręciłem się trochę po obozowisku i że deszczu jeszcze nie było widać poszedłem tam, gdzie najwyższy szczyt okolicy przyozdabia z daleka widoczny kapelusz.
Szczyt Gorca został ogołocony z drzew w których miejsce stanęła widokowa wieża. W dół schodzi potężna droga, znaków praktycznie ciężko dostrzec...
Z oddali usłyszałem dźwięk gitar przytłumiony zanikającym deszczem. Usłyszałem rozmowy sąsiadów - już czas. Zaczął się Gorcstok.
Ubrałem najcieplejsze ciuchy i udałem się pod płachtę...
Zszedłem na Halę Gorc Kamienicki szeroką drogą ociekającą nocnym deszczem, przedarłem się przez ciapowisko i stanąłem w centralnej części by móc znowu
podziwiać niesamowitą panoramę samego centrum Gorców...
Przez głowę przebiegła myśl. To mógłby być wspaniały koniec moich wędrówek... Gorce moje, wierchy moje czy kiedyś jeszcze was zobaczę ? ...
Babia Góra od strony Słowacji
Jest tam fajny szlak na Pilsko, zobaczymy. Już chwilę później znaleźliśmy się na słowackiej obczyźnie. Wyjście na szlak okazało się nieciekawe, bo prowadziło asfaltową drogą.
Kawałeczek dalej miała być wieża widokowa. I była. Jeszcze dalej następna. W ten sposób znaleźliśmy się jakieś 20 km w głąb Słowacji kawałek za Slaną Wodą...
Na trasie pomiędzy Babią Górą a Pilskiem
Było już niedaleko przełęczy. Po drodze minąłem kilka polan .. Las zamiast stać to leżał, zamiast być zielonym to uschnięty ...
pięknie odsłaniającą się, górującą nad wszystkim Babią Górę z jej mniejszą siostrą Małą Babią Górą ...
Pilsko łaskawie uczyniło mi honor
Pierwszym celem było rozwidlenie szlaków - Las Suchowarski. To tam mieliśmy zdecydować co robimy dalej...
Stało się jasne. Po raz pierwszy od 29 lat stanę na szczycie Pilska ...
Głęboki las został w dole, a nad nim rozciągała się panorama, gdzie masyw Babiej Góry zajmował
znaczną część horyzontu ...
Od Pięciu Kopców poszliśmy Żółtym szlakiem na Halę Miziową i dalej do Korbielowa ...
Pieniny i Pasmo Radziejowej - zaczarowane wspomnienia
Choć nie jest to włóczęga, choć nie jest to wędrówka to stacjonarna baza na Obidzy spełniała nasze pragnienia.
Jest wysoko i tak blisko gór, że doliny aż ciężko dojrzeć...
Eliaszówka - wieczorna panorama z wieży widokowej
Zobaczyliśmy znaki godzina do Eliaszówki. To był odpowiedni dystans
na ten dzień. Ruszyliśmy, a ja nie przypuszczałem nawet, że idę tą drogą z 1993 roku tylko w odwrotną stronę...
Wielki Rogacz, Radziejowa, Niemcowa - 30 lat minęło
Ruszyliśmy, a zakres wycieczki miał się narodzić na bieżąco. Minęliśmy Przełęcz Gromadzką wychodząc na rozległą polanę, z której można było podziwiać panoramę w oddali niewyraźnie majaczących Tatr.
Szliśmy przypominając sobie wspaniałe chwile z przed lat.
Obidza - Biała Woda - Pienińskie wspomnienia
Zatem uzgodniliśmy niech drzemiąca w nas włóczęgowska dusza zdecyduje przy śniadaniu. Przygotowani do drogi i pojedzeni zerknęliśmy na mapę...
Cyrla - dokończenie zeszłorocznej wycieczki
Chciałem koledze dać zasmakować wybornej górskiej kuchni w schronisku na Cyrli. Za radą gospodarzy wybraliśmy niebieskie znaki gminne z Młodowa...
Ustroń. Czyżby to już koniec ?
Tu się zaczęło kiedyś. Teraz tu się zaczyna inny rodzaj zwiedzania gór.
A do takiego zwiedzania Beskid Śląski chyba najbardziej się nadaje.
Zerknąłem na swoje książeczki GOT. Zapisy zaczynają się w 1981 roku. Mojej pierwszej wycieczki po Beskidzie Śląskim tam nie ma.
Musiała być wcześniej. Niewiele z niej pamiętam. Jakieś kojarzące się nazwy miejsc - Równica, Barania Góra, Skrzyczne, Wisła Głębce.
Pamiętam wyprawę 'Do źródeł Wisły' czyli na Baranią Górę. ...
Teraz odwiozłem żonę do sanatorium i nie omieszkałem zabrać jej w miejsca w których chyba byłem, a do których można się dostać samochodem
lub wyciągiem. Tak oto zacząłem dla mnie nowy rodzaj zwiedzania gór...
Pasmo Jaworzyny Hala Łabowska, a właściwie Pasmo Jaworzyny.
Dziwnym zrządzeniem losu zdarzyło się, że w ostatnich latach ( wycieczki po wielkiej przerwie ) Jaworzyna witała mnie niepewną pogodą. Żegnała przejaśnieniami, po to by dalszą część
włóczęgi przez pasmo Jaworzyny pokonać już w dobrych warunkach...
Szczyt Jaworzyny to właściwie małe miasteczko gastronomiczne, i nie wiem czy więcej jest tam ludzi obsługi, czy turystów.
Może po prostu trafiałem na niezbyt przyjazną pogodę, w którą niezbyt dużo ludzi chciało podziwiać panoramę z Jaworzyny - mglistą panoramę...
Gdy pierwszy raz odwiedziłem to miejsce nie było jeszcze wyciągu. Szedłem z centrum Krynicy...
Sam szczyt był nie podobny do obecnego zurbanizowanego wizerunku. Była to rozległa polana pełna wybujałych traw. Ostry wiatr smagał twarz wychładzając ciało.
Nie dało się tam długo posiedzieć. Chwilę postałem podziwiając panoramę i uciekłem od zimnego wiatru do schroniska.
Początkowo droga z Jaworzyny nie jest bardzo ciekawa. Biegnie przez las i tylko chwilami odsłaniają się pobliskie wzniesienia. Za podejściem na zbocze Wielkiej Bukowej
jest pierwsza większa polana. ...
Gorce kolejny raz, tym razem prawie zapomniane wspomnienia.
Piękny słoneczny wrześniowy dzień. Wycieczkę zacząłem jak już chyba zwykle od Rdzawki. Tym razem z jakimś dziwnym silnym uczuciem,
że ta wycieczka w Gorce może być już ostatnią. Jesienne słońce wyraźnie rysowało szczegóły Gorczańskich pejzaży, tak jakby mówiąc
choć jeszcze ten raz przeżyj ponownie te wspaniałe włóczęgowskie chwile.
Szedłem na Stare Wierchy rozglądając się uważnie, chłonąc oczami każdy element trasy i pielęgnując to wędrówkowe uczucie: 'Błękitne niebo
nade mną, i tylko słońce, droga, mój plecak i ja'.
Dochodząc do schroniska nie byłem jeszcze pewien co dalej, jaką trasę wybiorę na kolejny dzień. Pomyślałem - niech zdecyduje poranek...
Przekraczając drogę na przełęczy wkroczyłem na nietknięty stopą moją teren od jakichś dwudziestu paru lat.
Nie pamiętałem go zupełnie...
Gorce. Nowo poznane miejsca.
Poszedłem kolejny raz w ulubione moje Gorce. Lato. Niewiele ludzi. Pragnienia moje wiodą mnie w miejsce, które do tej pory omijałem - Kudłoń.
Miejsce, które ze względów logistycznych nie było przeze mnie odwiedzane. Gdy przypomnę sobie trudności z transportem dzisiejsze wyprawy zdają się być błahostką...
Kolejny dzień przywitał mnie piękną pogodą. Poszedłem w kierunku Hali Turbacz. Nie miałem jeszcze pewności gdzie mnie nogi powiodą. Może na Kudłoń na którym jeszcze nie byłem,
może drogą do Niedźwiedzia którą szedłem ostatni raz jakieś 30 lat temu...
Prawie zapomniane wspomnienia - Gorc
Młodość, radość istnienia i przestrzenie. Miejsca spotkań młodych ludzi, gitara, śpiew i rozmowy po świt. Samotność na szlaku i wszech otaczająca przyroda.
Byłem tam i czułem to, choć nie do końca zdawałem sobie z tego sprawę. Teraz patrzę inaczej, dopiero teraz to rozumiem.
Obecna wycieczka odświeżyła dawne wspomniena.
Zerknąłem na mapę, a wzrok padł na okolice Gorca. Nie byłem tam dwadzieścia parę lat....
Ucieszyłem się, przecież przyszedłem tu przywołać dawne wspomnienia, a nie grzecznie położyć się spać ze zmierzchem. Położyłem plecak koło dwu osobowego
namiotu w którym miałem spać i udałem się na obchód okolicy. Pamięć mnie nie zawiodła, wyglądało podobnie jak za dawnych lat...
Rozpłonęło ognisko, a odrobina alkoholu wygładziła nutki w śpiewanych zwrotkach. Nade mną rozpościerało się rozgwieżdżone niebo z coraz większą ilością gwiazd ...
Polica - kiedy to było !
Okolice Babiej Góry. Zwiedzałem te okolice w gronie znajomych już bardzo dano temu. Teraz z kolegą wybraliśmy się ponownie zobaczyć miejsce, które z przed lat
pamiętam tylko jako las z milionami małych bzykających mieszkańców uporczywie usiłujących towarzyszyć nam w podróży. Pamiętam jeszcze rozległą polanę całą zajętą
przez owce. I jeszcze jedno. Szło się bez wysiłku przez cały czas po równym. Zastanowiłem się chwilę. Ile to lat upłynęło ? Spojrzałem na okolicę i ze zdziwieniem,
trochę niedowierzając moim wyliczeniom, szepnąłem: to jakieś 40 lat. No może nie całe.
Wycieczkę zaczęliśmy od Mosornego Gronia, gdzie w weekendowy dzień można skorzystać z wyciągu. Ze szczytu spojrzałem w kierunku Babiej Góry. Potężny masyw przysłaniający
praktycznie cały horyzont. Gdybym miał lornetkę dojrzał bym na pewno sznurki turystów śpiesznie stąpających granią masywu. Prawie 40 lat temu też deptałem tamte ścieżki...